Do listopadowych przyjemności, na które pozwalam sobie ostatnio czekając na pierwszy śnieg zaliczam:
1) Szydełkowanie
O ile można już tak nazwać moje początki :). Z szydełkowaniem nie miałam nigdy do czynienia więc cieszę się jak dziecko z każdego najmniejszego sukcesu. Do tej pory ''stworzyłam'' już sweterki na kubki (jeden z nich powyżej) i kończę komin, którym pochwalę się za niedługo. Zdaję sobie sprawę, że popełniam jeszcze sporo błędów ale wierzę, że dojdę do perfekcji :).
2) Miasteczko Twin Peaks
Długo zabierałam się za ten serial, mimo że David Lynch jest jednym z moich ulubionych reżyserów,
a najczęściej po jego filmach ciężko jest mi się pozbierać. W końcu zdecydowałam się i serial totalnie mnie pochłonął już od pierwszego odcinka (co zdarza się naprawdę rzadko). Ciężki klimat, atmosfera małego miasteczka i tajemnice jego mieszkańców, piękna Audrey, smakosz Cooper, dużo kawy i pączków, świetna muzyka i tajemnicze morderstwo Laury Palmer w tle. Czego chcieć więcej? Ode mnie serial ma mocną piątkę z plusem, a kto wie, może do końca drugiego sezonu zasłuży nawet na szóstkę?
Jako wielka fanka dwóch poprzednich części, nie ukrywam, że jestem nieco rozczarowana Sabatem. Co prawda obsada tylko trochę się zmieniła, a serial sam w sobie zły nie jest i pomysłowość twórców nadal mnie zadziwia, jednak ciągle brakuje mi napięcia, które towarzyszyło mi przez wszystkie odcinki pozostałych sezonów. Sabat jak na razie nie przeraża (przez co AHS przestaje być horrorem), a budzi odrazę, co chyba nie do końca było planowane. Ze względu na swoją oryginalność serial przyciąga mnie jednak przed ekran w każdy czwartek.
4) Książki Agathy Christie
A jak Wy umilacie sobie listopad?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz